charci sport
Kto nie miał okazji podziwiać charta w biegu, ten nie wie jak wygląda piękno i harmonia.
To stworzony do biegu super sprinter w psim świecie, smukły, długonogi, o wyrafinowanych kształtach… Taka specjalizacja ma swoją cenę – od wczesnego dzieciństwa chart potrzebuje ruchu i przestrzeni.
Ojczyzną chartów są rozległe tereny stepowe i półpustynne, przestrzenie na których bezpiecznie mogły rozwijać znaczne prędkości. w warunkach współczesnej cywilizacji jest z tym znacznie gorzej. Ruch uliczny, ogrodzenia, ławki, krawężniki – wszystko to zagraża charciemu bezpieczeństwu. w większości krajów europejskich polowanie z chartami jest zabronione, dlatego aby zapewnić chartom bezpieczną realizację pasji pogoni, umożliwić im naturalną aktywność fizyczną, ale też po prostu radość, ludzie wymyślili coursing – terenowe zawody chartów.
Odbywają się one za wabikiem, zrobionym najczęściej z pasków folii z dołączonym kawałkiem naturalnego lub sztucznego futra. Trasa po której porusza się wabik powinna imitować kluczenie ściganego zająca. Charty startują parami, biorą udział w dwóch biegach, za każdym razem z innym partnerem, a o ostatecznej klasyfikacji decyduje suma punktów z obu biegów.
Zawody te swoimi korzeniami sięgają tradycji sportowych polowań z chartami. Jest ona w Europie bardzo stara, już bowiem w II wieku naszej ery w Atenach wydany został Cynegeticon (Traktat o polowaniu), którego autor – Flaviusz, oficer armii rzymskiej – pisze między innymi: „(…)Prawdziwi myśliwi nie prowadzą chartów na polowanie aby zdobyć zająca lecz aby je widzieć w czasie wyścigowej rywalizacji (…)”.
Pierwszy regulamin zawodów terenowych powstał w Anglii za panowania Elżbiety i w 1576 roku, a jego autorem był Książę Norfolk. Po raz pierwszy o przyznaniu chartu zwycięstwa nie decydowało wyłącznie schwytanie zająca. Punkty przyznawane były za szybkość, wytrzymałość, umiejętność zmuszenia zająca do zmiany trasy ucieczki, itp.
Prawdę mówiąc trochę trudno zrozumieć powód, dla którego kynolodzy opracowujący regulamin coursingu mniej więcej 400 lat później zupełnie zlekceważyli zalecenia, na których powinni się oprzeć… No cóż…
Oczywiście szesnastowieczne przepisy odnosiły się do oceny pracy pary chartów, ścigających prawdziwego zająca, zaś powstałe później regulaminy coursingu dotyczą pogoni za sztucznym wabikiem, ale jednak – co tu dużo mówić – chart to chart. Jego styl pracy w pogoni za wabikiem nie różni się od pościgu za realną zwierzyną.
Dzisiejsi uczestnicy coursingów oglądają po kilkadziesiąt czy nawet 100 startów dziennie, trudno jest im więc sobie wyobrazić jak to było kiedyś, gdy terenowe zawody za wabikiem dopiero raczkowały, za to wiele było zawodów torowych. a tor to domena przede wszystkim greyhoundów i whippetów. Naturalną koleją rzeczy regulamin coursingowy tworzyli ludzie zajmujący się wyścigami, a nie dawną użytkowością chartów - polowaniem.
i oto powstał dziwaczny twór: zawody odbywały się co prawda w terenie, a wabik miał kluczyć imitując ucieczkę zająca, ale punktacja nie miała nic wspólnego z pracą polujących chartów.
Ocenę prowadzono bowiem tak, jakby charty tylko ścigały się o pierwszeństwo w biegu. Oprócz sędziów na parcourrze byli też tzw obserwatorzy blokowi, których zadaniem było zasygnalizowanie, który z chartów – z czerwoną czy z białą obrożą – pierwszy minął blok. Czynili to podnosząc chorągiewkę. Za pierwszeństwo na bloku” przyznawano punkty. Oczywiście – aby taka ocena była możliwa pies musiał dość bezmyślnie podążać za wabikiem, nie wykonując żadnych „łowieckich manewrów”. Taki sposób punktowania nie pozostawił sędziom żadnej możliwości oceny prawdziwej pracy chartów, ich współpracy, próbom przewidywania gdzie ścigana „zwierzyna” może poszukać schronienia – jednym słowem tego, co kiedyś stanowiło o ich walorach łowieckich. z tego względu na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku we Francji, a w połowie lat osiemdziesiątych w Polsce zaczęto organizować inaczej punktowane zawody terenowe, a mianowicie próby pracy chartów.
Wróćmy jednak do coursingów. Pierwsze takie wyścigi w Polsce organizowane były w latach osiemdziesiątych w okolicach Warszawy i na Śląsku.
Jeden z pierwszych – o ile nie pierwszy w ogóle – coursing odbył się w 1981 roku w Budach Zosinych k. Jaktorowa. Nikt z nas nie marzył nawet wówczas o elektrycznej czy spalinowej maszynie do naciągu wabika. Operator wabika musiał mieć niezłą krzepę, napędzał bowiem „zwierzynę” siłą własnych bicepsów, kręcąc pedałami urządzenia, które skonstruowane zostało na bazie stojącego kołem do góry roweru. Ówczesne ciężkie, toporne, wielkie bloki w niczym nie przypominały dzisiejszych wygodnych i lekkich, ale miały za to jedną zaletę – jak już zataszczyło się je na właściwe miejsce, to żadna siła ich nie poderwała!
Czapraków używano wówczas na wyścigach, zaś na coursingu obowiązywały zawodników elastyczne obroże – biała i czerwona, zwykle dziergane na drutach przez którąś z pań.
Pierwsze próby pracy chartów odbyły się w tychże Budach Zosinych w 1985 roku. Prawdziwą wisienkę na torcie charciego sportu były i są próby pracy smyczy chartów, w których punktuje się łącznie pracę „smyczy” czyli dwóch lub trzech chartów. Ku wielkiej radości większości pasjonatów terenowych wyścigów chartów na początku lat dziewięćdziesiątych wreszcie regulamin coursingu FCI został radykalnie zmieniony w zakresie sposobu przyznawania punktów (do tej pory sędziowie punktowali 0-1-2, na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy”). Zmieniła się także skala punktacji. Sędzia oceniał pięć kryteriów - szybkość, zaciętość, inteligencję, zręczność i kondycję, a za każde z nich mógł przyznać maksymalnie 20 punktów.
Oczywiście interpretacja bywała różna, w zależności nie tylko od doświadczenia sędziego ale – zaryzykowałabym wręcz twierdzenie, że od istniejących w danym kraju tradycji polowania z chartami – czyli krótko mówiąc świadomości tego co charty robią. Na dwóch biegunach umieściłabym sędziów skandynawskich – dla których tor powinien być prosty, łatwy i bezpieczny, a każdy chart ma biegać jak greyhound czy whippet i sędziów rosyjskich – z których znaczna część oceniała też u siebie w kraju próby pracy polujących chartów.
Znowelizowany regulamin coursingu umożliwiał tak precyzyjną ocenę naturalnych zachowań chartów i ich pracy, iż próby pracy, w których charty punktowane były osobno, praktycznie straciły rację bytu. Od tego momentu Klub Charta Polskiego organizował wyłącznie próby pracy smyczy (a więc par lub trójek chartów ocenianych łącznie) pozostawiając klasyfikację pojedynczych psów coursingom.
Oczywiście zawody zawodom nierówne. o jakości coursingu decyduje wiele czynników. Najważniejsze z nich to przygotowanie i ustawienie parcoursu i prowadzenie wabika. o płynnym przebiegu zawodów decydują umiejętności i wyposażenie techniczne naciągających wabik, no i oczywiście jakość maszyny. W czasach gdy królowały maszyny z roweru nieraz zdarzało się, że „zająca” rozciągał jeden lub kilku biegaczy na zmianę. Postęp zaznaczył się zakupem motorynki i skonstruowaniem silnika elektrycznego do naciągu wabika.
Wiele coursingów podówczas obsługiwanych było przez wielką, toporną, ale skuteczną warszawską maszynę i następcę motorynki - kaszlący już pod koniec swojej kadencji motorower Simpson, zakupiony z prywatnych środków sędziego Tadeusza Michałowskiego. Silnik maszyny napędzany był przez spalinowy agregat prądotwórczy. Kiedy go uruchamiano, widać było, które charty są już doświadczonymi zawodnikami – „bystrzały” natychmiast, rozglądając się w napięciu za „zającem”. To nie zmieniło się, ale dzisiejszy sprzęt…
Skoro już mowa o maszynie i wabiku, czas podkreślić jak ważną osobą jest operator wabika. Od jego umiejętności, refleksu i doświadczenia zależy praktycznie wszystko: może zmobilizować do biegu i „przeciągnąć” przez parcours nawet średnio zainteresowane charty, ale może też zmarnować psu bieg lub wręcz doprowadzić do wypadku.
Kolejna kwestia - parcours. w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych przywiązywano dużą wagę do zasady, iż coursing powinien odbywać się w naturalnym terenie, a trasa ucieczki wabika powinna w miarę możliwości naśladować kluczenie zająca. w tym czasie większość startujących chartów to były afgany, borzoje, saluki i charty polskie, a nawet wilczarze i magyar agary. Doskonale radziły sobie z przeszkodami, potrafiły wbiec po stromym stoku, zbiec na dół, przebiec przez zarośla, po płyciźnie czy też przeskoczyć rów. Whippetów i greyhoundów nie startowało wówczas wiele, a te które brały udział w zawodach były dobrze wytrenowane. Trzeba też dodać, iż ówczesny regulamin dopuszczał zmiany kierunku ucieczki wabika pod ostrzejszym kątem niż obecny.
w ciągu blisko dwudziestu lat (lata 1983 do ok. 2000) na coursingach doszło do jedynie dwóch wypadków. Oba zdarzyły się przy pokonywaniu rowu, u psów, które jak się później okazało, trenowane były wyłącznie na płaskim terenie. Borzojka źle wymierzyła skok i nadwyrężyła staw barkowy, a wiele lat później polska charcica złamała łapę lądując po skoku. w porównaniu z obecną statystyką to naprawdę niewiele.
Trzeba było widzieć jak zajadłe charty polowały na wabik i jak wyraźnie było widać, że akcja je cieszy.
Obecnie w obsadzie coursingów whippetów jest tak wiele, że ich starty zajmują większość czasu zawodów. Nie wiem czemu prawie jednocześnie ze wzrostem liczby startujących whippetów zaczęła się pojawiać tendencja do tworzenia „bezpiecznych” parcoursów. Ot taka skandynawska maniera, gdzie gładki i przewidywalny parcours ma kilka łagodnych zakrętów, zwykle w jedną stronę, aby doprowadzić wabik do mety, znajdującej się dla wygody właścicieli jak najbliżej startu, a na otarcie łez na jego przebiegu ustawia się dwa lub trzy zygzaki szumnie zwane szykanami! Na takim torze psy nie mają się jak wykazać. Jest dla nich ponadto zupełnie nieciekawy, więc demotywuje je byle co. a sędzia? Cierpi katusze usiłując praktycznie „spod dużego palca” przyznać punkty za poszczególne „sprawności” – zręczność, szybkość, wytrzymałość, podążanie za wabikiem, zaciętość, których tak naprawdę nie ma jak na kiepskim torze zaobserwować.
Parcours – co oczywiste – nie może być dla psów niebezpieczny, co nie znaczy, że ma być łatwy i nudny. Im bardziej parcours jest interesujący, zaskakujący dla psów, tym lepiej pracują, z większym zapałem i „ogniem”. Tymczasem coraz częściej widzę, że powoli dochodzimy do tego, iż coursingi będą się odbywały wokół strzyżonych gazonów. Wówczas na pewno żaden pupilek nie potknie się o trawkę.
Do znudzenia należy powtarzać: psy muszą być odpowiednio przygotowane do uprawiania sportu, także w zakresie koordynacji nerwowo-mięśniowej. A bezpieczeństwo naszych psów podczas coursingu zależy w ogromnej mierze od operatora wabika. Dopiero te dwa elementy łącznie – dobrze ustawiony parcours oraz wiedza i umiejętności operatora wabika sprawiają, że chart ma się jak wykazać rzeczywistymi umiejętnościami.
Pytanie tylko jeszcze czy oceniający bieg sędzia pamięta (a powinien), że nie każdy chart to whippet czy greyhound, a każda z charcich ras ma swoisty styl pracy, wynikający z warunków, w jakich niegdyś była użytkowana.
No właśnie. w tym zakresie nic nie da się porównać z zaskoczeniem, ba nawet szokiem jaki wywołała zmiana regulaminu coursingowego z 2017 roku. Sędziów – pasjonatów coursingów – wprowadziła ona w kompletny stupor. Niektórzy nawet odmawiali sędziowania motywując tym, iż ta wersja regulaminu jest w rażącej sprzeczności z ich wiedzą i doświadczeniem.
Zaskakująca zmiana regulaminu coursingu, stanowiąca nieomalże powrót do początków tych zawodów, spowodowała wiele zamieszania. Wprowadzono więc dodatkowe wytyczne, aby poprawić sytuację.
Ci spośród sędziów, którzy ściśle stosowali się do przepisów, obniżali punktację za każdy normalny charci manewr – zabieganie drogi, skracanie trasy… premiując tylko te psy, które podążając ściśle trasą wabika „wybiegiwały” machinalnie (aż chciałoby się powiedzieć bezmyślnie) każdy zakręt. i zdarzało się, że Mistrzowie Europy nijak nie mogli stanąć na podium nawet niewielkich zawodów. To co było wyróżniane choćby rok wcześniej, od 2017 roku stanowiło powód do obniżenia punktacji. Kompletne nieporozumienie.
Ocenianie wszystkich chartów jakby były greyhoundami lub whippetami prowadziło do dyskryminowania naturalnych zachowań chartów innych ras, które mają swoisty sposób działania w pościgu (zależny od tego na jaką zwierzynę i w jakich warunkach terenowych polowały).
Najwięcej zamieszania wprowadziło kryterium „follow” czyli podążanie za wabikiem. Większość sędziów bowiem interpretowała je w dosłowny sposób, nie mając podstaw regulaminowych do innego postępowania. Ba, nawet parcours zaczęto przygotowywać do tego kryterium, niejednokrotnie najkrócej kosząc trawę na przebiegu „korytarza”, którym poruszał się wabik. Całkowite zaprzeczenie idei coursingu. Zdarzyło mi się nawet usłyszeć od sędziego takie zdanie, że nie lubi sposobu w jaki pracują …. (tu wymienił rasę inną niż whippet) – bo nie trzymają się toru…
Zdesperowani właściciele dwoili się i troili aby zamiast rozwijać w chartach ich naturalne umiejętności, tłumić je, wymuszając machinalne podążanie za wabikiem, co nazywano „prawidłowym follow”. Tylko żal psów, ich sprytu, fantazji, inwencji.
Na szczęście dla tych „innych ras”, raptownie kiepsko ocenianych, na stronie FCI ukazał się komentarz do regulaminu – wytyczne do sędziowania różnych ras, w którym szczegółowo opisano jak pracują poszczególne rasy, a więc m.in. jaki styl pogoni należy traktować jako prawidłowe podążanie za wabikiem (follow).
Oto jak opisano w wytycznych prawidłowe zachowanie charta polskiego.
chart polski
Zaciętość i podążanie za wabikiem
Chart polski podąża za wabikiem z wielką zaciętością. Na starcie jest skupiony, wpatruje się w wabik i gotowy w każdej chwili ruszyć w pogoń. Podczas biegu jeden z psów podąża za wabikiem, wymuszając przyspieszenie i ucieczkę bez zatrzymywania się. Chart polski jest odważny. Kontynuuje bieg bez wahania pokonując lub mijając przeszkody. Podczas chwytania wabika, wykonuje imponujący skok („jump to kill’), aby dopaść przynętę.
Inteligencja i styl pogoni
Podczas pościgu chart polski obserwuje jednocześnie wabik i teren. Podczas, gdy jeden pies ściga wabik, drugi stara się odciąć mu drogę ucieczki i złapać go. Stara się zapobiec ucieczce wabika w krzaki. Stara się skrócić drogę i ścina zakręty, aby zbliżyć się do wabika i upolować go. Psy obserwują się nawzajem i dostosowują swoją pracę do bieżącej sytuacji oraz zmian terenu. To prawdziwa współpraca.
Pobierz prezentację →Autor tekstu
Małgorzata Szmurło