Na rozległych przestrzeniach stepowych, w surowych warunkach klimatycznych polowano z chartami na zające, sarny, lisy, wilki, suhaki a późną jesienią także i na dropie. Charty selekcjonowano głównie pod kątem cech użytkowych. Zadaniem psów było dogonienie zdobyczy, schwytanie jej i zabicie. Myśliwy zwykle towarzyszył psom konno. Musiał być świetnym jeźdźcem i nie na byle jakim koniu, aby podołać trudom szaleńczej gonitwy po bezdrożach. Charty nie aportowały złowionej zwierzyny. Myśliwy musiał na zakończenie odebrać im łup – nie mógł więc stracić ich z oczu.
Zależnie od rodzaju zwierzyny, na którą polowano używano pary lub trójki chartów. Taki „zespół” nazywany był w gwarze łowieckiej „smyczą”. Charty z jednej smyczy musiały być ze sobą idealnie zgrane, aby mogły skutecznie współpracować w polu. Psy z jednej pary czy trójki przebywały razem, także w psiarni. Zawsze były starannie dobierane pod względem charakteru, możliwości fizycznych i własnych sympatii. Smycz musiała przecież żyć w całkowitej harmonii, charty musiały się wzajemnie lubić i rozumieć Zwykle do polowania używano dwóch chartów, trzeci zostawał w domu lub – jak w przypadku polowania na wilki – był trzymany w odwodzie do ostatecznego ataku. Unikano łączenia chartów z różnych smyczy, jeśli nie były do tego wcześniej przygotowane, ponieważ nie dawało to dobrych rezultatów podczas polowania. Jeśli jeden z chartów był niedysponowany, jego towarzysz także nie brał udziału w łowach.
w największych polowaniach potrafiło wziąć udział i dwadzieścia smyczy. Charty idące luzem przy koniu i goniące tylko na komendę nazywano przystrzemiennymi. Każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z chartem i zna jego nieokiełznaną pasję pogoni, wie jak wielkiej pracy i jednocześnie dużego znawstwa trzeba, aby uzyskać taki efekt. Jednak większość chartów prowadzono na polowanie na specjalnych smyczach. Był to długi rzemień, zakończony pętlą, którą jeździec przekładał przez ramię, rzemień przekładano przez obroże obu chartów, a jego wolny koniec myśliwy trzymał w ręku z wodzami. Wystarczyło puścić ten koniec smyczy, aby ruszające w pogoń charty same się z niej uwolniły.
Kiedy obserwujemy sposób, w jaki charty ścigają zdobycz widzimy, że jeden z nich biegnie zawsze jak najbliżej kluczącej ofiary, zmuszając ją do maksymalnego wysiłku i koncentrując jej uwagę na sobie. Tymczasem drugi chart z pewnego oddalenia obserwuje rozwój sytuacji i stara się biec tak, aby przeciąć drogę ściganej przez partnera zwierzynie. Jeśli polowanie powiedzie się – właśnie ten drugi chart zabija zdobycz. Charty nigdy nie polują w sforze, tak jak inne psy. Polowanie w stadzie jest tak obce ich naturze, że nawet wypuszczone w większej grupie w pole rozdzielają się po chwili na pary. Jeśli nawet uda im się dostrzec zwierzynę, charty będące zbyt daleko rezygnują z pogoni, a polowanie kontynuują te, które są najbliżej zdobyczy.
Do polowania na zające używano zazwyczaj pary chartów. Zdarzały się szczególnie sprawne psy, które dochodziły zająca w pojedynkę, ale była to rzadkość, więc i cena takiego charta była odpowiednio wysoka. Co ciekawe – mimo iź wydawałoby się, że biedny szarak nie ma żadnych szans w konfrontacji z dwoma chartami i jeźdźcem, niejeden zając uszedł pogoni. Zające „wypracowywały” własną taktykę obronną: klucząc i stosując rozmaite uniki – ścigany zając potrafił np. w pełnym pędzie zawrócić i pobiec wprost pod nogi chartom, które koziołkowały przez grzbiet, próbując go schwytać. Takiego zająca-spryciarza nazywano graczem.
Zimowe polowanie na lisa miało swój swoisty koloryt. w głębokim śniegu idące przy koniach charty zbyt szybko by się zmęczyły. Po rozgrzewce zabierano je więc na sanie i starannie okrywano, by nie zmarzły. Pościg musiał trwać jak najkrócej – lekki lis nie zapadał się w śniegu, co dawało mu przewagę nad chartami. Aby więc nie spłoszyć go przedwcześnie, myśliwi po wytropieniu lisa na polu, zataczali wokół niego coraz ciaśniejsze kręgi. Kiedy znajdowali się dostatecznie blisko, wypuszczali charty z sań w pościg. Tak opisywał to polowanie Aleksander hr. Ubysz w książce „Chart”: „reguła każe lisa objeżdżać, ale lis raz szczwany żadną miara objechać się nie da. Trzeba więc takiego lisa zaraz uciekającego albo na przełaj najechać lub też w ukrytem miejscu oczekiwać wracającego do nory.” Stąd zresztą określenie przebiegłego człowieka „szczwany lis”.
Sarmaci polowali z chartami także na wilki. Do takiego polowania używano trójki, rzadziej czwórki chartów. w pościg za wilkiem puszczano dwa charty, trzeci zaś trzymany był na smyczy. Spuszczano go dopiero wówczas, gdy dwóm goniącym psom udało się osaczyć zmęczonego ucieczką wilka. Szczytem łowieckiego kunsztu było złowienie wilka żywcem. Zadaniem chartów było unieruchomienie zwierza tak, aby towarzyszący im konno myśliwy mógł mu skrępować pysk i łapy. Do takiego polowania szkolono także wierzchowce, oswajając je z obecnością młodego wilka w zagrodzie obok. Polowali tak Kozacy na stepach, a także towarzysze kresowych chorągwi pancernych, stacjonujących na terenach przygranicznych. Takie polowanie nazywano hasami.
Z chartami polskimi polowano także na sarny, a na stepach Podola i Ukrainy na suhaki (Saiga tatarica, Dziś rzadkie, występują na stepach Azji Środkowej na terenie Rosji, Mongolii i Chin. w XVI i XVII wieku zachodnia granica występowania gatunku sięgała do przedgórza Karpat Wschodnich i do Bugu.). Na wilki i suhaki polowano z największymi chartami, tu potrzebna była ich siła. Suhak ze względu na swą siłę i szybkość był trudnym przeciwnikiem. Chart musiał zrównać się z nim w biegu i powalić go na ziemię chwytem za gardło. Podobnie charty polowały na sarny. A. Ubysz pisze: „Chart do tego rodzaju łowów musi być wprawiony czyli „wszczuty”. Charty używane do polowań na zające były znacznie mniejsze i lżejsze – ich atutem była bowiem zwrotność.
Ciekawostkę stanowiło jesienne polowanie na dropie. Łowy odbywały się wczesnym rankiem kiedy ptaki po nocnym przymrozku miały oszronione, wilgotne skrzydła. Spłoszone dropie uciekały wówczas „na piechotę” i był to jedyny moment kiedy mogły stać się łupem chartów, bowiem po krótkim biegu pióra wysychały i ptaki mogły poderwać się do lotu. Opis dziewiętnastowiecznego polowania z chartami na dropie znajdziemy w „Dziedzictwie” Zofii Kossak-Szczuckiej.
Polowanie z chartami wcale nie stanowiło dla zwierzyny wielkiego zagrożenia. Pamiętajmy o tym, że były to zmagania zwierzęcia ze zwierzęciem. Charty męczyły się stosunkowo szybko, nawet te najlepsze, więc nie szczuto ich częściej niż kilka razy w ciągu dnia, a po męczącym polowaniu potrzebowały dnia odpoczynku. Zresztą tylko jeden pościg na kilka bywał uwieńczony sukcesem. z pozostałych zwierzynie udawało się ujść cało. Tak więc trofea z polowań z chartami są znikomo małe w porównaniu z hekatombą, jaką potrafią urządzić nieszczęsnym zającom współcześni, uzbrojeni w broń palną myśliwi.
Gdyby komuś przyszło dawniej do głowy puścić w pogoń za zwierzyną samotnie młodego, niedoświadczonego charta, byłby to eksperyment skazany najprawdopodobniej z góry na niepowodzenie. Choć charty polskie mają bardzo silny instynkt pogoni, skuteczność podczas polowania wymaga też doświadczenia. Chart musiał być nauczony polowania, czyli jak dawniej mówiono „wszczuty”. Młode charty uczono pracy w polu w towarzystwie starszych, doświadczonych w łowach psów.
Czasy świetności chartów polskich minęły bezpowrotnie pod koniec XIX wieku, kiedy postępująca parcelacja gruntów, ogrodzenia pojawiające się w miejsce rozległych, wolnych przestrzeni, zaczęły przeszkadzać w pościgu za zwierzyną. Wydane zostało nawet w okresie międzywojennym rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej, ograniczające polowanie z chartami do obwodów łowieckich o obszarze nie mniejszym niż 2000 ha. Znacznie ograniczone pogłowie chartów pozostało w niezbyt licznych psiarniach szlachty, rozmiłowanej w tradycji, zwłaszcza w Polsce południowej, na Podolu i na Ukrainie.
Aż do II Wojny Światowej polowano z chartami w województwie kieleckim w majątku pp. Niemojewskich – był on ostatnim bastionem charta polskiego.
Słynne łowy w dobrach Niemojewskich
Dobra rodziny Niemojewskich, a szczególnie Oleszno często nazywane są ostatnim bastionem charta polskiego przed II wojną światową. Dobra Niemojewskich obejmowały Włoszczowę, Oleszno, Wolę Świdzińską oraz Lasocin. Organizowane od połowy XIX wieku do końca dwudziestolecia międzywojennego, przez trzy pokolenia Niemojewskich, polowania z chartami cieszyły się ogromną popularnością wśród ziemiaństwa z całego Królestwa Polskiego oraz II Rzeczypospolitej.
Pierwszym z Niemojewskich, który zasłynął jako znakomity jeździec i myśliwy był Stanisław Niemojewski, zwany w kręgach jeździeckich, ze względu na swój styl ubierania, Atamanem. Jego ulubioną rozrywką były polowania par force. Codziennie spędzał w siodle wiele godzin, a dzień bez co najmniej milowego galopu uważał za stracony. Zaprawiony w polowaniach konnych z chartami, był jednym z najlepszych ówczesnych jeźdźców, a wielką sportową sławę dało mu zwycięstwo w pierwszym konkursie hipicznym zorganizowanym podczas wystawy koni przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie 18 czerwca 1880 roku. Pasję do koni i polowań z chartami zaszczepił u swojego jedynego syna Sergiusza.
Sergiusz od najmłodszych lat uczestniczył w organizowanych przez ojca polowaniach z chartami. Ślepa galopada przez pola i lasy za sforą psów stała się jego ulubioną rozrywką. Widok nemroda, z młodzieńczą pasją zażywającego cwału i pędzącej w ślad za nim asysty oraz biegnące przy koniach piękne charty uzupełniające obrazek, zasługiwały z pewnością na pędzel Wojciecha Kossaka. Najstarsi mieszkańcy okolicznych miejscowości tak właśnie wspominają Sergiusza Niemojewskiego. Jak już wcześniej wspomniano, dobra Niemojewskiego słynęły na całą Polskę staropolską gościnnością i polowaniami z chartami. Na Włoszczowskie Podzamcze przyjeżdżali ziemianie z całego Królestwa. Wśród nich byli m.in. Jan i Edward Reszke – słynni śpiewacy operowi. o renomie polowań organizowanych przez Sergiusza Niemojewskiego świadczą także liczne fotorelacje w poczytnych wówczas czasopismach takich jak Świat, Wieś Ilustrowana oraz Wieś i Dwór.
w psiarniach Niemojewskiego w Olesznie, Woli Świdzińskiej czy na włoszczowskim Podzamczu każda para lub trójka chartów, czyli smycz miała swój oddzielny kojec, w którym na wysokości ok. 50 cm nad ziemią były legowiska do spania. Całość obita była szczelnie deskami, aby psy nie widziały zwierząt gospodarskich. Psy otrzymywały pokarm raz dziennie w południe. Zwykle była to konina z kaszą. Istniała zasada, że psy nigdy nie dostawały karmy przed, a zawsze po polowaniu.
Swoje psy, podobnie jak i konie, Sergiusz Niemojewski układał osobiście. Młode charty uczyło się gonić za dzikimi królikami. Złapane króliki wypuszczało się pojedynczo na wolnej przestrzeni z dala od lasu i zagajników. Charty puszczało się w odległości ok. 10-15 metrów za uciekającym zwierzęciem. w celach treningowych hodowano także lisy. Szczucie hodowanego lisa odbywało się na terenie czworoboku o długości 500 metrów otoczonego z trzech stron budynkami. Czwartą stroną był płot, a za nim łan zboża. Lisa wypuszczano z klatki i szczuto gończymi. Tymczasem dwa charty stały wyprężone na smyczy, wpatrzone w umykającego lisa. Dopiero gdy lisa dzieliło od zbawczego łanu zaledwie 100 kroków, wtedy puszczono charty ze smyczy, które jak strzały z cięciwy leciały przez dziedziniec, przeskakiwały przez głowy gończych i dopadały lisa w chwili, gdy już miał się skryć w łanie pszenicy.
Sergiusz Niemojewski polował chartami na zające, dzikie króliki, lisy i sarny. w polowaniach brali udział jeźdźcy na koniach oraz dojeżdżacze, którzy prowadzili na smyczy charty. Każdy z dojeżdżaczy wyposażony był w harap oraz kordelas. Na dany znak puszczano charty. Dojeżdżacze podążali za goniącymi psami dopingując je okrzykami. Gdy charty pochwyciły zająca lub sarnę, dojeżdżacze musieli szybko zeskoczyć z koni, aby odpędzić psy i po dobiciu kordelasem zwierzęcia zaraz złapać charty na smycze.
Na polowania z chartami zawsze wybierano bezpieczny teren, oddalony od lasu i zagajników, aby rozpędzone psy nie kaleczyły się o gałęzie lub wystające korzenie, a także nie poniosły śmierci rozbijając się o drzewa. w czasie polowania przestrzegano zasady, aby jeden chart nie był szczuty więcej niż 2-3 razy w ciągu dnia. Po powrocie z polowania badano dokładnie łapy psów i w razie potrzeby opatrywano nawet najmniejsze skaleczenia. Następnie nacierano charty wodą ze spirytusem, aby przyspieszyć regenerację mięśni. Po męczącym dniu psy miały 24 godziny odpoczynku.
Charty, konie oraz polowania były głównym tematem rozmów u Niemojewskich. w rodzinnych i towarzyskich gawędach stanowiły swoisty surogat poezji. To właśnie dzięki temu przetrwały do dziś w rodzinnych wspomnieniach. Jednym z takich wspomnień jest historia Amisa - ulubionego i najwierniejszego psa Sergiusza Niemojewskiego Co ciekawe, Sergiusz posiadał dwa charty o tym imieniu. Pierwszy z nich tragicznie zakończył swój żywot przez lenistwo młodzieńca, który miał się nim opiekować. Pracujący w psiarni Antoni, miał za zadanie dbać i wyprowadzać Amisa oraz inne charty na spacery. Amis był bardzo ciężkim do okiełznania psem i Antek nie dawał sobie z nim rady. Chcąc ułatwić sobie pracę zabił Amisa i zakopał go, a Sergiuszowi Niemojewskiemu powiedział, że pies uciekł. Sprawa prawdopodobnie nie wyszłaby na jaw gdyby nie chciwość Antka, który chcąc zarobić, sprzedał rymarzowi wysadzaną srebrem obrożę po Amisie. Gdy Sergiusz upatrzył sobie w psiarni drugiego psa, któremu także dał imię Amis, poszedł do rymarza, aby ten zrobił mu taką samą obrożę jak miał pierwszy Amis. Rymarz powiedział, że nie musi robić drugiej bo już ma gotową, którą kupił od Antoniego. w ten sposób wyszło na jaw przewinienie Antoniego.
Drugi Amis stał się ulubionym i najwierniejszym psem Sergiusza. Gdy Sergiusz Niemojewski zmarł w Olesznie w 1921 roku, Amis wyszedł na ganek oleszyńskiego dworu i przeraźliwie zawył, a za nim wszystkie psy w psiarni i w całej wsi. w czasie pogrzebu szedł za trumną Sergiusza, a po pogrzebie został na cmentarzu. Nie chciał nic jeść, ani pić i zdechł przy grobie swojego Pana.
Po śmierci Sergiusza Niemojewskiego tradycje polowań z chartami pielęgnowali jego synowie, Konrad Niemojewski w Olesznie oraz Józef Niemojewski w Woli Świdzińskiej. Pozwolę sobie zacytować fragment wspomnień Witolda Woyniewicza, który tak wspominał łowy u Konrada Niemojewskiego w Olesznie w 1938 roku:
„Szliśmy linią w osiem koni, cztery konie z psami poprzedzielane konnymi strzelcami i dojeżdżaczami, dość gęsto, gdyż koty, jakby poprzyklejane do mokrej gleby, nie zrywały się dopóki się na nie nie najechało. Pierwszy zerwał się przede mną, moje charty zobaczyły go, szarpnęły smycz i spuszczone, pomknęły zachęcone wesołym okrzykiem „Heć! heć!”, w paru susach za niemi. Parbleu — silny ogier parł świetnie przez podorywkę tuż za psami. Byłem zachwycony znakomitą pracą tych krótkowłosych chartów, kot wyszedł na pole oziminy — stary gracz, czując blisko psy, wywinął się mistrzowskim, chytrym susem w prawo i zyskał kilka długości, psy rozbiły się na dwie strony, lecz tu świetnym tempem wyrównały gon i dosięgły go prawie jednocześnie, przygniatając do ziemi. Gdy osadziłem idącego blisko za niemi konia, oba psy trzymały zająca w pyskach wysoko, jakby tryumfalnie, pokazując swoją zdobycz i dopiero po groźnym okrzyku „harap!” oddały go nadjeżdżającemu strzelcowi. ”
U Józefa Niemojewskiego w Woli Świdzińskiej przed II wojną światową było 5 chartów. Najroślejszy z nich, pręgowany nazywał się Sokół. Pozostałe były jaśniejszego umaszczenia. Po wojnie Charty z Oleszna i Woli Świdzińskiej trafiły w ręce okolicznych chłopów. Jednak sentyment do chartów był tak wielki, że jeszcze w latach 70-tych Józef Niemojewski, odwiedzając swoją siostrę Helenę na Podzamczu, prosił o przyprowadzenie mu chartów które były potomkami jego psów i mimo, że charty były wówczas często ukrywane w stodołach, na Podzamczu miały swoje honorowe miejsce na kanapach.
Autor tekstu
Tadeusz Bronisław Jedliczka
Prezes Fundacji Folwark Podzamcze
Muzeum łowiectwa i jeździectwa →Dziś zmienił się diametralnie sposób użytkowania chartów. w Polsce od lat pięćdziesiątych obowiązuje zakaz polowania z chartami. Trzeba było znaleźć dla nich „aktywność zastępczą”, aby nie zmuszać ich do gnuśnienia na tapczanie.
Autor tekstu
Małgorzata Szmurło